- Jedziemy do szpitala.
- Złamana?
- Mhm. - odparł ze współczuciem.
- Tak myślałam, boli jak cholera.
- Chodź do auta. Czy dzwonimy po karetkę?
- Nie no co Ty, wytrzymam. A co z mieszkaniem?
- To już chyba robota straży pożarnej, nie Twoja. Całego świata nie uratujesz.
Pojechali do szpitala. Na dobry początek spotkali Lenę.
- Dzisiaj chyba macie wolne, farciarze...
- Ja dzisiaj jako pacjentka - odpowiedziała Hana.
- A co się stało, Hana?!
- Lena, pogadamy później. Na razie muszę ogarnąć swoją rękę.
- Ok... - powiedziała, ale para już jej nie słyszała, bo już stali przed gabinetem Konicy.
- Dzień dobry, proszę usiąść - powiedział odrywając wzroku od kart pacjentów. - achh, to Wy, część! - dodał, gdy spojrzał w górę. - Co Was sprowadza?
- Moja ręka. Cholernie boli.
- Moim zdaniem to jest złamanie, ale sam zobacz. - dodał Piotr.
Konica oglądał chwilę rękę swojej koleżanki, ale nie potrzebował dużo czasu by stwierdzić złamanie. Ręka Goldberg została umieszczona w gipsie. Pożegnali się, podziękowali Rafałowi i poszli do samochodu.
- To co, jedziemy do mnie?
- Tak szczerze to chciałabym zobaczyć jak wygląda sytuacja po pożarze.
- No dobrz.... - westchnął - to jedziemy.
Zajechali na miejsce. Akcja gaśnicza się już skończyła, uratowali ile mogli. Było już po wszystkim...
Zajechali na miejsce. Akcja gaśnicza się już skończyła, uratowali ile mogli. Było już po wszystkim...
SUPER
OdpowiedzUsuńsuper
OdpowiedzUsuńświetne
OdpowiedzUsuńuwielbiam to czyatć !!!
OdpowiedzUsuńfajne. zapraszam do mnie : http://hapitruelove.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń